Zespół założony osiem lat temu w nadmorskim Biarritz z jednej strony jest kontynuatorem światowych sukcesów francuskiej muzyki, z drugiej jej najlepszym sukcesorem. Bowiem w muzyce La Femme odbija się kilka dekad francuskiej ekspansji na światowe sceny muzyczne. Od klasyków piosenki, przez elektroników, taneczne gwiazdy po rockowych wyklętych. La Femme swoją muzyczną tradycję utopili w psychodeli, bo od zawsze kochali amerykański surf rock. Zresztą patrząc na zdjęcia plaż w ich rodzinnej miejscowości nietrudno zrozumieć tę fascynację. La Femme od kilku lat nie schodzą z nagłówków francuskiej prasy muzycznej, która wbrew światowym trendom ma się nadal bardzo dobrze i potrafi wpływać na opinie publiczności. I choć La Femme wcale nie zabiegają o popularność, wręcz uciekają od zainteresowania, to nad Sekwaną stali się gwiazdami. Ich oba albumy były szeroko komentowane i poddawane szerokim eksperckim dyskusjom. Po nokaucie jakim okazał się debiutancki „Psycho Tropical Berlin” – najlepsza francuska płyta 2013 roku, wyprzedzająca nawet „Random Access Memories” Daft Punk – na drugi album czekano z emocjami godnymi narodzin nowego potomka królewskiego. Udało się. „Mystère” to porywająca międzygatunkowa eskapada bez celu. Muzyka, w której można się zwyczajnie zagubić, ale wrócić bezpiecznie i z poczuciem spełnienia. Koncerty Le Femme, podobnie jak ich twórczość studyjna, są owiane legendą. Największe francuskie festiwale walczą o ich ekskluzywne występy, a Red Hot Chili Peppers zabrali ich ze sobą w trasę po Europie. Do tej pory nigdy nie zagrali w Polsce. Open’er 2018 naprawi to niedopatrzenie, w ramach powracającego po latach cyklu Republique de la Musique.